poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Wielki koniec

I nadszedł ten czas. Koniec. Postanowiłam zakończyć moją prace na blogu. Nie sprawia mi to już przyjemności tak jak kiedyś. Odbieram to bardziej jako przykry obowiązek, rzecz, którą muszę zrobić, bo muszę. 1,5 roku. To było naprawdę ciekawe doświadczenie, wiele współprac. Nie czuje, ze był to zmarnowany czas. Może kiedyś powrócę do pisania bloga, ale jednak teraz kończę z tym.

Zabrzmi to dramatycznie, ale zegnajcie, może jeszcze kiedyś się usłyszymy.

#60 Strefa skażenia


Tytul: Strefa skażenia
Autor: Richard Preston
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Sine Qua Non

Błyskotliwe połączenie literatury faktu z wstrząsającym thrillerem medycznym.

W sierpniu 2014 roku świat stanął na krawędzi zagłady. Epidemia eboli szybko opanowała najpierw Gwineę, a potem całą Afrykę Zachodnią. W krótkim czasie pojawiły się pierwsze ogniska choroby poza Czarnym Lądem. Migawki telewizyjne z miejsc objętych epidemią budzą grozę, ale prawda jest jeszcze bardziej przerażająca – ebola za każdym razem zbiera krwawe żniwo. W niewyobrażalnych męczarniach ginie około 90% zarażonych. Później wirus znika i skrycie czeka, żeby móc ponownie zaatakować. Zabijać.

Ostatnio było bardzo głośno o eboli. W telewizji pokazywali straszne zdjęcia z Afryki, gdzie chorzy leżeli na ziemi, w dużych grupach, jakie mieli wycieńczone ciała oraz dużo martwych już osób. Niby to tylko w Afryce, jednak cały świat zaczął się bać. Lotniska zaczęły być sprawdzane, czy ktoś aby nie ma gorączki lub nie wraca z Afryki. To właściwie zrozumiałe czemu każdy się boi. Nie jest to zwykła choroba. Ona niszczy człowieka od środka, nie ma na nią lekarstwa, łatwo się nią zarazić. A jaka jest możliwość przeżycia? 10% albo nawet mniej. 

O eboli widziałam tyle co mówiono w telewizji. Jednak zaciekawił mnie ten temat. W końcu, lepiej wiedzieć jakie jest zagrożenie i co może się stać jeśli dojdzie to do Europy. Książka opisuje ebole i bliskie jej wirusy od początku. Pokazuje ich podróż, pierwsze ofiary, objawy oraz jakie badania były prowadzone. Trzeba przyznać, że książka jest przerażająca. Jakby wyobrazić sobie co by było gdyby ta choroba doszła do Europy, to by było po prostu straszne. Zwłaszcza, że ta choroba przenosi się bardzo szybko. 

Książka mimo, że jest ciekawa, jest napisana trochę zbyt szczegółowo. Np. gdy była rodzina, która pracowała nad tym wirusem, dokładnie opisywano co robią w domu, co jedzą, co robią ich dzieci itp. Jest to trochę bezsensowne marnowanie papieru, ponieważ chcę przeczytać o wirusie, czyli o wynikach ich badań, a nie o tym, że pojechali na miasto na obiad i zjedli pizze. Gdybym chciała o czymś takim poczytać, to wzięłabym zwykłą książkę dla nastolatków. 

Kolejnym minusem są także bardzo rozbudowane opisy. Ja rozumiem, że tutaj jest co opisywać, nie liczę, że będzie akcja, wybuchy, dużo dialogów, ale jestem pewna, że można było to zrobić w trochę ciekawszy sposób. I wpłynęło to na to, że książkę czyta się długo, robi się trochę nudna. Książka jest także napisana trochę dziwną czcionką, albo to po prostu ułożenie tekstu, który zajmuje całą stronę, a nie tak, że mamy gruby pusty pasek u góry i na dole. Takie paski mają tutaj ok.1cm, więc jest to bardzo mało. Przez to wydaje się, że jest tutaj za dużo tekstu i ciężko się czyta.

Nie można tutaj dużo opisać, ponieważ książka jest po prostu pełna opisów choroby, badań itp. Książkę mogę polecić tym, którzy lubią poczytać o czymś strasznym, ale także realnym oraz tym, którzy nie słyszeli lub wiedzą niewiele o eboli.

Ocena: 7/10

Za możliwość poznania zagrożenia dziękuję wydawnictwu Sien Qua Non.

#59 Endgame


Tytul: Endgame
Autor: James Frey
Liczba stron: 495
Wydawnictwo: Sine Qua Non


Książka? Nie, to przyszłość rozrywki!

Projekt "Endgame" to multimedialne doświadczenie, w którym rzeczywistość przeplata się z fikcją.
Trzy powieści, jedna gra dla miliardów graczy.
No i 3 000 000 $ nagrody!

Przyszłość nie została jeszcze określona.
Dopiero "Endgame" ją zweryfikuje.

W Ziemię uderza seria meteorytów. Tylko garstka jest świadoma tego, co to oznacza…

W ich żyłach płynie krew starożytnych cywilizacji.
W ich umysłach odzywa się głośne wezwanie.
W ich rękach znajduje się los świata.

Nie mają nadprzyrodzonych zdolności. Nie potrafią latać, nie posługują się magią.
Od dziecka szkolono ich, by stali się zabójcami idealnymi.

Nadszedł czas.
Usłyszeli wezwanie.
Rozpoczyna się "Endgame"!

Czytaj książkę. Odszukuj wskazówki. Rozwiązuj łamigłówki.
Zwycięzca może być tylko jeden!

Zapowiada się ciekawie. Choć za zagadkami nie przepadam, nie umiem ich rozwiązywać, to jednak coś mnie w tej książce przyciągnęło. Może to złota okładka? A może to, że książka opowiada o zakończeniu pewnej ery i początku nowej? Nie wiem co to było, ale cieszę się, że wpadłam na tą książkę.

Książka opowiada o 12 osobach, graczach w wieku od 13 do 19 lat. Ich celem jest przeżyć, aby także ich lud przetrwał. A zwycięzca jest tylko jeden. Gra jest podzielona na 3 etapy. Pierwszy to wezwanie. Gracz musi odnaleźć specjalny klucz, który zakończy pierwszy etap. Może wydawać się to prostym zadaniem. Jest jednak pewien problem. Pierwszy klucz jest umieszczony gdzieś na Ziemi. Nie wiadomo w jakim mieście, państwie, kontynencie. Jedyne co im może pomóc to zagadki.
Długo się zbierałam do tej książki. Jest bardzo gruba, ma prawie 500. Ale jak już zaczęłam to trudno się oderwać. Akcje mamy praktycznie od pierwszej strony, cały czas się coś dzieje, tu ktoś umiera, tu nowa zagadka. Nie ma chwili odpoczynku. W końcu zaczęła się Gra. Książkę pochłonęłam bardzo szybko i czuję niedosyt. Niestety nic nie wiem kiedy wyjdzie 2 i 3 część, więc zostaje mi tylko czekać.

Co ciekawe, w rozwiązywanie zagadek włączeni są także czytelnicy. Sami możemy rozwiązać pewną zagadkę, która jest w książce. A jaka jest nagroda? Pierwsza nagroda to 500 000$. Nieźle, prawda? Sama chętnie bym się w to pobawiła, ale jak już mówiłam, zagadki nie są dla mnie. Jednak życzę powodzenia każdemu kto próbuje, bo nie wygląda to na łatwą zagadkę. Wskazówki mamy w całej książce. Pewne zdjęcia, liczby, akcentowanie pewnych liter.

Jedyny minus w tej książce to chyba to, że niektóre wątki, zdarzenia są jakby nie dokończone. Np. jeden gracz coś robi, gdzieś tam jest, a nagle znajduje się w innym miejscu i nawet posiada jakiś tajemniczy przedmiot, który wziął z nikąd. Myślałam, że to może mi się jakoś kartki przewracają dziwnie, albo coś niedokładnie czytam, ale powtórzyło się to parę razy. Ale jest to jedyna rzecz w książce do której mam zastrzeżenia.

Podsumowując, książka jest świetna. Wciąga, jest akcja, bohaterowi są nastolatkami, zagadki, walki. Czyli po prostu Endgame. Napisana jest taką czcionką, że jeszcze przyspiesza czytanie, czasami są zdjęcia. No i oczywiście wielki konkurs. Mogę polecić tą książkę każdemu, nastolatkowi, dorosłemu, ale zwłaszcza tym, którzy uwielbiają zagadki, których znajdą tutaj pełno.

Ocena: 9,5/10

Za możliwość bycia widzem Endgame dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non.

piątek, 17 lipca 2015

#58 English Matters nr 53

Kolejny numer English Matters. Tym razem na okładce mamy Johnego Deppa. Kto nie zna tego aktora? Każdy przecież kojarzy Jacka Sparrowa. W artykule o nim mamy opisane jak zaczynał swoją karierę, a mianowicie z zespołem. Potem wyszło,że został aktorem. Grał w wielu filmach, lepszych i gorszych. A teraz, znów powraca z zespołem. Czyżby zatoczył koło? Ale aktorstwa nie porzuca. A jeśli chcecie się dowiedzieć, więcej o tym w jakiej kapeli gra lub w jakich grał filmach, sięgnijcie po EM ;)

Au pair? Kojarzycie ten program? Ja w tym roku dużo się o nim naczytałam na różnych stronach, forach, ponieważ planowałam po liceum pojechać jako au pair do UK i opiekować się tam dziećmi. Plany się trochę zmieniły, ale dalej podoba mi się idea całego programu. Jedziecie do rodziny np. w USA lub UK, mieszkacie z nimi, zajmujecie się dzieckiem, poznajecie ich kulturę, tradycje i, co najważniejsze, szlifujecie swój język. W EM jest jeszcze opisane co trzeba zrobić żeby pojechać do USA, co do Europy oraz jakie są plusy i minusy całego projektu.

Thirty Seconds to Mars, znany zespół, w Polsce wystąpili chyba z 3 razy. Mają wiele fanów, a czym ich przyciągają? Swoją energią, brzmieniem i wielkimi show. Oglądając filmiki z koncertu 30STM nie raz myślałam, że chętnie bym poszła na ich koncert, mimo, że znam jakieś 5 piosenek. Podobnie jak w artykule o Johnnym Deppie, także mamy tutaj przedstawioną historię dwóch braci, którzy zakładają zespół, 3 i 4 członek się zmienia co jakiś czas i jak to się stało, że wokalista jest także świetnym aktorem z Oscarem na koncie.

Mimo, że interesuję się Anglią, pewien artykuł w EM mnie zaskoczył. A mianowicie, tekst o różnicach między północą a południem Anglii. Nigdy o tym nie słyszałam. Może dlatego, że u nas nie ma takiej charakterystycznej różnicy w Polsce, ew. między województwami np. śląsk i mazowsze. EM pokazuje, że są ogromne różnice, nie tylko w pogodzie, ale także w jedzeniu, piciu, humorze.

W tym roku bardzo mi się marzył jakiś wyjazd na np. wyspę lub po prostu nad polskie morze. Jakoś mi brakuje widoku morza. Niestety nic z tego nie wyszło, ale po przeczytaniu artykułu w EM mam kolejne miejsce, do którego chcę kiedyś pojechać. Cypr. Piękna wyspa, otoczona turkusowym morzem, dużo zieleni, piękne plaże i, co dla turystów ważne, nie jest tam bardzo drogo. EM przybliża nam jak wygląda np. wschód a zachód Cypru, co zwiedzić lub co tam można robić.

Kolejny artykuł także jest związany z wakacjami, a właściwie z problemami w czasie podróży. Osobiście nigdy nie leciałam samolotem, ale ile się słyszy o wszystkich opóźnieniach, odwołane loty lub zgubiona walizka. A jak już dolecimy w końcu na miejsce? Problemy z żołądkiem np. "biegunka podróżnych", spalenie się na słońcu, coś nas ugryzie, puchniemy. I w taki sposób wymarzone wakacje mogą zamienić się w koszmar.

Na koniec mamy "rozpracowaną" piosenkę, a ze względu, że w tym numerze była mowa o 30STM, to ich utwór został wykonany. A dokładniej jest to "Closer to the edge". Piosenki to świetny sposób żeby pouczyć się ciekawych wyrażeń, slangu itp., więc jak najbardziej zachęcam aby sięgnąć po ten numer EM :)

Za możliwość przeczytania tego numeru, dziękuję Wydawnictwu Colorful Media :)

czwartek, 9 lipca 2015

#57 Sekretne Życie Pszczół


Tytuł: Sekretne Życie Pszczół 
Autor: Sue Monk Kidd
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Literackie

Pierwsza książka Sue Monk Kidd, czyli Czarne Skrzydła, zapadła mi głęboko w pamięć. Poruszająca, zabawna i ocierająca się o tematy rasizmu, niesprawiedliwości między kobietami a mężczyznami i pokazująca życie w Ameryce w latach 50-60. Zapewne dlatego moje wymagania do Sekretnego Życia Pszczół było takie wielkie. Z tyłu okładki mamy opisane, że tematyka jest podobna i główne postaci: rasizm, Ameryka lat 60, główna bohaterka jest biała, druga główna bohaterka czarna. Mimo, że tematyka podobna, historia całkiem inna.

"Lily jest biała, ma 14 lat, oschłego, agresywnego ojca i olbrzymie poczucie winy. Przed dziesięcioma laty przez przypadek zastrzeliła swoją matkę. Spokój pomagają jej odzyskać noszące imiona letnich miesięcy, czarnoskóre mieszkanki pewnej pasieki w Tiburon, gdzie Lily trafia, jadąc śladami mamy. Ale nawet ten niezwykły azyl, gdzie pszczoły wiodą swoje sekretne życie, nie chroni przed światem zewnętrznym."

Już to streszczenie zachęca. Książkę przeczytałam bardzo szybko, spędziłam z nią 3-4 dni. Gdy zaczyna się czytać czuje się duży niedosyt. Dlatego trochę niebezpieczne było czytanie jej przed spaniem, ponieważ nie mogłam się od niej oderwać, a jak już odłożyłam to się zastanawiałam co będzie dalej i obwiniałam się, że pewnie następny rozdział wprowadzi coś ciekawego do książki. Brzmi jak zmora ludzi którzy kochają książki, prawda?

Moja opinia na temat tej książki może się wydać banalna, trudna do uzasadnienia. Najłatwiejszym uzasadnieniem będzie prośba żebyście ją przeczytali i przekonacie się, dlaczego ta książka jest idealna. Naprawdę, on jest po prostu IDEALNA. Inaczej nie mogę jej opisać.

Lily, mimo, że jest młoda, potrafi wyciągać z życia wiele nauk, potrafi oceniać ludzi po charakterze, a nie po kolorze skóry jak to w tamtych czasach było. Pojawia się z nią też wątek zakazanej miłości, i to nie między biednym a bogatym, lecz między czarnym a białym. Pomyślcie jakie było to szokujące w tamtych czasach. Książka jest pełna tajemnic, poznawania świata i poszukiwania samego siebie, kim właściwie jesteśmy.

Rosaleen, opiekunka Lily, jest jedną z tych czarnych osób, które sprzeciwiały się wszystkiemu co ludzie mówili. Nie szanowała białych, którzy nie szanowali jej. Pokazywała, że nie jest gorsza od białych, jest równa, a czasem nawet lepsza. Nie pozwala pomiatać sobą. To ona dyktuje zasady. Straszna kobieta? Właśnie nie, gdy ktoś jest miły dla niej ona jest dla niego. Lily bardzo kocha, opiekuje się nią. Postać Rosaleen pokazuje jak zachowuje się osoba, która trochę na tym świecie już jest. Nie ufa szybko ludziom, musi ich najpierw dobrze poznać. Rosaleen pokazuje właściwie jak powinniśmy podchodzić do ludzi żeby przetrwać na świecie i nie zostać skrzywdzonym.

Jest także ekranizacja książki, ale jeszcze jej nie widziałam i właściwie nie jestem pewna czy chcę. Boję się, że film zepsuje mi to jak patrzę na tą książkę, że nagle ją znienawidzę. Nie jest to pierwszy raz gdy mam taką sytuację. Jeśli ktoś z was widział ten film i czytał książkę, to dojdzie znać czy warto ;)

Pani Sue Monk Kidd napisała jeszcze inne książki i mam nadzieję, że kiedyś zostaną przetłumaczone na polski. Jest genialną pisarką i mam nadzieje, że będzie mi dane przeczytać więcej jej książek, nawet w jej ojczystym języku, czyli po angielsku.

Reasumując, książka jest świetna. Porusza ważne tematy, postacie i ich zachowania są uniwersalne, można by je spokojnie przenieść do czasów dzisiejszych i dalej czerpać nauki z ich zachowania i ich wywodów. Polecam tą książkę każdemu. Kobiecie, mężczyźnie, nastolatkowi czy osobie starszej. Każdemu. Może niektórzy otworzą oczy na pewne sprawy i zmienią swoje zachowanie dzięki tej lekturze :)

Ocena: 10/10

Za możliwość znalezienia książki idealnej dziękuję Wydawnictwu Literackiemu :)

środa, 1 lipca 2015

#56 Zapiski nosorożca

Tytuł: Zapiski nosorożca
Autor: Łukasz Orbitowski
Liczba stron: 280
Wydawnictwo: Sine Qua Non 

Republika Południowej Afryki. Dzikość przyrody, ruchliwe ulice wielkich miast i bezdroża w głębi kraju. Turystyczna rzeczywistość zderzona z brawurowo zreinterpretowanym światem afrykańskich mitów.

Nigdy nie dowiem się, co ludzie, tak serdeczni w pierwszym kontakcie, naprawdę o nas myśleli. Przeczuwam, że wioska w Zululandzie, gdzie zgubiliśmy się w nocy, była najbliżej prawdy, tej prawdziwej Afryki, jaką dane było zobaczyć nam, bogatym turystom, oglądającym świat przez szyby samochodu. Przeczuwam, ale nie wiem. Nie wiem nic. Poza jednym. Coś tam się zdarzyło.

Każda podróż jest darem. A podróż w mentalność tak odległą jest darem szczególnym. Co otrzymaliśmy? Opowieść o jednym z najbardziej fascynujących krajów świata czy szczere wyznanie pisarza, że nie wyjaśni nam Afryki? Ascetyczny dziennik podróży? A może zmysłową, na wpół baśniową włóczęgę przez świat magii i archetypów Czarnego Lądu? Jedno jest pewne: Orbitowski w Zapiskach Nosorożca mówi o Afryce w sposób, w jaki nie zrobił tego nikt do tej pory.

Nigdy nie czytałam książek podróżniczych, czasem tylko Cejrowski, ale to w telewizji. Jednak coś mnie przyciągnęło w tej książce. To chyba ta okładka. Ten śliczny odcień niebieskiego, który przypomina morze na wakacjach, plaża, słońce. "Nie oceniaj książki po okładce", średnio się tego trzymam, więc stwierdziłam, że książka będzie na pewno ciekawa. Hmmm... coś jednak nie wyszło.

Jeśli nie czytałam książek podróżniczych, to wcześniej nie spotkałam się też z książkami Orbitowskiego. Nie wiem czy zawsze tak pisze, ale ten sposób nie przypadł mi do gustu. Przekleństwa, czasami dziwne opisywanie ludzi, jakby byli gorsi od niego i chyba za mało opisów samej Afryki, czyli tego o czym powinna być ta książka. Autor chyba się bardziej skupił na opisywaniu SWOJEJ podróży,  ponieważ głównie mówił o swoich znajomych z którymi tam był, co jedli o czym rozmawiali. Mnie osobiście bardziej by interesowała sama Afryka niż jedzenie, które jadł Orbitowski, ale może jestem dziwna? Może ludzie wolą czytać o jedzeniu...

Dużym plusem według mnie była wstawka ze zdjęciami. Zwierzęta np. pingwiny, słonie, lemury, krajobrazy (góry, morze) oraz zdjęcia miasta. Tutaj poczułam, że w końcu jest to książka naprawdę o Afryce. Zdjęcia naprawdę piękne, aż by się wsiadło do samolotu i poleciało tam od razu.

Druga ciekawą rzeczą i właściwie ostatnią jaka mi się spodobała w tej książce były legendy, opowiastki afrykańskiej ludności. Zapewne były to opowieści z wiosek ,jakiś starszych osób, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dzięki temu możemy poczuć co myślą Ci ludzie, w co wierzą, jak wygląda ich świat, życie. I właśnie te opowiadania czyta się najciekawiej. Tajemniczość, magia, szczęśliwe i smutne zakończenia. Właśnie one pokazują prawdziwe RPA.

Podsumowując, nie ma tu wiele do opisywania. Książka głównie o samym "podróżowaniu", a nie o tym co zwiedzamy. Zdjęcia i opowiastki zdecydowanie ratują tą książkę. Język autora też nie za bardzo nadaje się do pisania książki. Rozmowa z kolegami? Ok, ale nie książka. Raczej nie sięgnę po żadną inną książkę tego autora, a wam, jeśli chcecie poczytać o podróżach, to polecam Cejrowskiego. Chyba sama niedługo po niego sięgnę, bo zbiera dużo pochwał.

Ocena: 3/10

Za możliwość zapoznania się z legendami afrykańskimi dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non.

środa, 10 czerwca 2015

#55 English Matters 52

Kolejny numer English Matters. Dzisiaj jest to numer 52, a na okładce... Przyjaciele! Każdy zachwala ten serial, że to klasyk, świetny, zabawny, a ja go jeszcze nie widziałam. Mam w planach oglądnąć od początku do końca, ale niestety brak czasu :/ Na szczęście wakacje się zbliżają, a razem z nimi wolny czas, więc mam nadzieję, że chociaż zacznę ten serial. Mimo to, było mi miło przeczytać główny artykuł o początkach Przyjaciół, o aktorach i ogólnie od strony technicznej. Jak zmienił się scenariusz specjalnie dla aktorów, jak się zaprzyjaźnili, jak się zmieniła gaża z jeden odcinek (od 22tys. $ aż do 1 mln $ :o). Teraz gdy już znam serial od strony technicznej, czas zacząć oglądać!

Queen. Kto nie zna tego zespołu? We are the champions, Show must go on? Hity! Dlatego EM przyglądnął się dokładniej historii tego legendarnego zespołu. Trochę o tym jak członkowie się poznali i zaczęli własną działalność, jak powstały hity i jak się powoli "kończył" Queen przez chorobę Freddiego. Gdyby nie to może usłyszelibyśmy jeszcze kilka hitów, które nucić będzie cały świat. Wielka strata. Osobiście bardzo lubię ten zespół, jakieś 2 lata temu bardzo często ich słuchałam, teraz już mniej, ale jak się lubi jakiś zespół to rzadko to przemija ;)

Ostatnio mieliśmy projekt na matematyce, trzeba było robić ankietę i jednym pytaniem było "Jaka bajka kojarzy Ci się z dzieciństwem?". Dużo osób odpowiedziało Kubuś Puchatek. No tak, kto nie pamięta tego głupiutkiego, żółtego misia w czerwonej koszulce, zawsze ze słoiczkiem miodu? Książka, bajka, serial, maskotki, plecak itp. Po prostu podsumowanie dzieciństwa. EM przyglądnęło się znanemu misiowi nazywanego po angielsku Winnie Pooh. Zaczęło się od tego, że  Kubuś był zwykłym szarym, melancholijnym misiem, z poczuciem humoru. A teraz? Głupiutki, śmieszny miś, z mądrymi cytatami i na dodatek żółty w czerwonej bluzce. Duża transformacja. Prawda jest taka, że Kubuś zrobił się bardziej pod publikę, komercyjny. Jeśli tak nie jest, to skąd by były te wszystkie gadżety i nowe filmy z Kubusiem Puchatkiem? Ja kocham i misia z książki i z bajek, jest to część mojego dzieciństwa i każdy jego charakter lubię.

Warner Bros. każdy kojarzy, prawda? A wyobrażacie odwiedzić sobie park w stylu Disneylandu tylko, że z tą wytwórnią? Kawiarnia z Przyjaciół, plany z wielu filmów. I to samo z wytwórnią Paramount Pictures. A gdzie takie ciekawe miejsce? No niestety w Los Angeles. Daleko od nas, ale jeśli ktoś ma mozliwość wyjazdu do Stanów to powinien według mnie odwiedzić ten park rozrywki. Zwłaszcza maniacy filmowi.

A jak już odwiedzać Stany, to może także Teksas? Osobiście marzy mi się kiedyś odwiedzić ten stan, wybrać się na przejażdżkę koniem w kowbojskim kapeluszu, pomieszkać tam na farmie. Ale przecież Texas to nie tylko pola, bydło i farmy. A Dallas? Duże miasto, drapacze chmur wielkie stadiony. I jeszcze kilka dużych miast. Choć ja bym chciała zwiedzić Texas od tej bardziej "swojskiej" strony to dla tych "miejskich" ludzi też się znajdą różne rzeczy do zwiedzania.

I jak zawsze, coś o książkach. Na początku magazynu mamy opis 3 książek: Harlan Ciben "Miracle Cure", Jo Nesbo "Headhunters" oraz Steve Peters "The Chimp Paradox". Nie wiem czy w Polsce zostały wydane te książki, ale chętnie przeczytałabym książkę Jo Nesbo oraz "The Chimp Paradox". Jesteście ciekawi o czym są te książki? No to zerknijcie do English Matters ;)

Za możliwość zapoznania się z tym numerem English Matters dziekuję wydawnictwu Colorful Media :)

niedziela, 7 czerwca 2015

#54 Zakon Mimów

Tytuł: Czas Żniw. Zakon Mimów
Autorka: Samantha Shannon
Liczba stron: 526
Wydawnictwo: Sine Qua Non

Zrobili z nas przestępców.
Czas odzyskać, co nasze. 

Spektakularna ucieczka z kolonii karnej Szeol I ma tragiczny finał. Zaledwie garstce udaje się ukryć na ulicach Londynu. Sajon nie śpi. Czuwa. Każdy z ocalałych musi się mieć na baczności.

Paige, najbardziej poszukiwana osoba w całym Londynie, pragnie za wszelką cenę przekazać społeczności jasnowidzów informacje o Refaitach i Emmitach. Postanawia zwołać zebranie Eterycznego Stowarzyszenia. Czy najbardziej wpływowi przywódcy przestępczego syndykatu stawią się na wezwanie? Czy pogrążeni we własnych intrygach będą chcieli słuchać o rzekomych wytworach wyobraźni młodej dziewczyny?

Refaici wiedzą, że ich sekret nie jest już bezpieczny. Wyłaniają się z cieni, by wyeliminować zagrożenie. Paige musi się ukrywać. Nie może nikomu zaufać.

Rozpoczyna się polowanie na śniącego wędrowca.

Druga część Czasu Żniw. Druga z siedmiu zapowiedzianych. Dalej nie bardzo rozumiem jak ona chce to pociągnąć na 7 tomów po 500 stron... Ale życzę jej powodzenia żeby cała historia dalej była ciekawa. Druga część nie porwała mnie tak bardzo jak pierwsza. Właściwie przez dwie sprawy. Pierwsza, w książkę wkręciłam się dopiero na ok. 200 stronie. Chyba nie muszę tego komentować. A druga sprawa jest taka, że każdy kto czyta książki, wie, że druga, trzecie itp. część zawsze ma jakiś główny temat np. w pierwszej była ucieczka z więzienia, a w drugiej udowodnienie ludzkości jak tam było źle. I problem był tutaj taki, że dopiero na ok. 350 stronie zrozumiałam jaki był cel tej drugiej części. Trochę się naczekałam, prawda?

Bogu dzięki za to, że główna bohaterka, Paige, lubiła podsumować sobie w głowie informacje jakie właśnie do niej doszły. Bez tego chyba bym nie zrozumiała o co chodziło w danej sytuacji. Nie do końca wiem, czy to moja wina, że nie skupiłam się za bardzo żeby to zrozumieć, czy to po prostu było tak skomplikowanie, zagmatwanie napisane. Stawiam na drugie, ale pierwszego też nie można wykreślić. A może byłam już znużona ciągłymi opisami sytuacji, przyrody, wyglądu pomieszczenia? Też możliwe, bo było ich dużo, a dialogów czasem mało, choć mogło być gorzej.

Postaci-niby takie same, kilka doszło, ale nic wielkiego. Jednak coś się w nich zmieniło. Co? To, że są bardziej irytujący. Przyczyniły się do tego najbardziej chyba wahania nastrojów. Raz miły, raz zły, raz spokojnie rozmawia, zaraz zabija tą rozmowę. Przez takie coś polubiłam tylko Nicka i Jaxona. Oni dwaj się tylko nie zmieniali. Ok, Jaxon też miał wahania nastrojów, ale jego postawa, poczucie humoru są świetne według mnie :D

W spawie języka, ogólnie sposobu pisania to już trochę wspomniałam. Pełno opisów, troszkę mało dialogów jak dla mnie. Język luźny, nieformalny, taki, który człowieka nie zanudzi (teoretycznie). 

Szczerze nie mam się za bardzo co opisywać tutaj. Mogę jeszcze odnieść się do recenzji pierwszej części i to jest bardziej do osób które czytały już tą drugą część. W poprzedniej recenzji wspominałam, że Czas Żniw bardzo mi przypominał Igrzyska Śmierci. W tej części ostatni rozdział był według mnie totalnie jak wyjęty z Igrzysk. No cóż, nie wiem czy autorka się sugerowała Igrzyskami Śmierci, czy nie, ale coś tutaj jest nie tak...

Podsumowując, książka była trochę męcząca, nie porwała mnie tak bardzo jak pierwsza. Zakończenie właściwie było ciekawe, czekam już właściwie na trzecią część, bo urwała w ciekawym momencie i jestem ciekawa jak to dalej zrobi. Ale ogólnie książkę polecam tym co przeczytali pierwszą część oczywiście. A tym co jeszcze nie zaczęli tej serii, chyba nie polecam zaczynać. Albo poczekać aż wyjdą wszystkie części, bo z takimi rocznymi przerwami to można się pogubić w książce (mówię na moim przykładzie).

Ocena: 6/10

Za ponowne zapoznanie się z przypadkiem Paige Mahoney dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non :)

wtorek, 2 czerwca 2015

#53 English Matters 51

Czas na kolejną recenzję English Matters. Tym razem na okładce mamy przepiękny, niebieski Londyn z akcentem na czerwony autobus. Okładka bardzo zachęca, zwłaszcza tych co uwielbiają Londyn, byli tam lub planują. Dla tych drugich właśnie przygotowano artykuł o Londynie. Jak zwiedzić Londyn i nie zbankrutować, ale także zwiedzić wszystko co piękne i ważne w Lodnynie. W połowie, 3/4 miejsc byłam i zdecydowanie warto! Mam nadzieję, że niedługo również będę miała możliwość odwiedzić ponownie Londyn, ale wtedy będę chciała go zwiedzić nocą, jestem pewna, że będzie to niesamowity widok.

Coś dla naszej strefy blogów z recenzjami książek, czyli dlaczego Lolita jest taka znana. Krótka biografia Vladimira Nabokova i co jest wyjątkowego, a właściwie kontrowersyjnego. Chciałabym przeczytać tą książkę, ponieważ jest to klasyk, coś co chyba każdy powinien przeczytać. Dlatego postanowiłam, że do końca tego roku, przeczytam tą książkę :)

Henry Cavill-brytyjski aktor, przystojniak. Kojarzycie go? JA szczerze twarz kojarzyłam, ale nazwiska nie. A przecież to słynny Superman! Mamy tutaj opisane jak wspinał się po szczeblach kariery, jakie trudności miał ze znalezieniem roli. Ale może to właśnie sprawiło, że jest tak dobrym aktorem, że tak się wczuwa. Granie jest dla niego ważne. Chyba niedługo będę musiała ponownie oglądnąć Supermana, aby odświeżyć sobie pamięć.

Nowoczesne projekty to coś czym świat teraz żyje. Zdjęcia ryby pod różnymi kątami, w różnych środowiskach, wzbudzają zachwyt tysiąca ludzi. A zdjęcia nagich ludzi z warzywami, owocami, roślinami, rybami? Wydaje się być dziwne? Ale powiem wam, że jest to świetny pomysł. Pokazuje, że każdy jest piękny, że nie ma się czego wstydzić. Przyznaje to sama autorka projektu. Mówi także, że ludzie sami do niej przychodzą na zdjęcia, opowiadają jej swoją historię i zabierają się za sesję. Osobiście bym nie wzięła udziału w tym projekcie, ale gdy widzę zdjęcia, jedyne co mi przychodzi na myśl to "Wow!". Warte zobaczenia -> Klara Keler-A Project on the Body

Najgorszym artykułem w tym numerze, a właściwie we wszystkich numerach jakie przeczytałam to ten o autostradach w Polsce. Opisuje jakie autostrady będą budowane, w jakim czasie, ile kosztują. Mnie to osobiście nie interesuje, rozumiem, że może interesować to tych co jeżdżą w trasy, ale szczerze jest pewna, że w 80% ich też nie będą interesowały terminy w jakich zostaną zbudowane autostrady, ponieważ jak to w Polsce bywa, terminów to oni się tutaj trzymają. Poślizg o rok? Pikuś. Nie wiem jak u was, ale u mnie w mieście połowa jakichś robót drogowych, czy też budynków, wygląda tak, że rozkopią, otoczą taśmą, zostawią na 2 lata i po 2 latach, zaczną z tym coś robić. Logika? Zero.

Mam 16 lat i nie wyobrażam sobie pójść na rozmowę o pracę. Już teraz jak to sobie wyobrażam to widzę, jak mi się dłonie pocą, robię się czerwona, zaczynam się jąkać i szef od razu mnie skreśla z listy chętnych na to stanowisko. Ale kiedyś przed rozmową o pracę, wrócę sobie do artykułu w EM, przeczytam czego nie mówić, co zasugerować szefowi i zdobędę tą pracę. Tak przynajmniej się motywuję. A jak to wyjdzie w praktyce? Zobaczymy niedługo ;)

Reszta artykułów jest także ciekawych, ale wybrałam te które najbardziej mi przypadły do gustu i mogą także was zainteresować. Także na numerze 51 nie zawiodłam się, no może tylko na tym artykule o autostradach. Słówka przydatne jak zawsze, zwroty tak samo. A jeśli ktoś z was planuje niedługo jechać do Londynu, to lećcie do kiosku, kupujcie i planujcie podróż z EM :)


Ocena: 9/10

Za zapoznanie się z ciekawymi miejscami w Londynie dziękuję wydawnictwu Colorful Media :)

czwartek, 28 maja 2015

#52 Girl Online

Tytuł: Girl Online
Autor: Zoe Sugg
Liczba stron: 368
Wydawnictwo: Insignis

Penny ma wiele do powiedzenia. O przyjaźni, chłopcach, miłości, szkolnych problemach, domowych perypetiach, swoich... niecodziennych rodzicach i frasunkach, które zaprzątają głowę każdej nastolatki. Choćby o atakach paniki - głównym utrapieniu, które skutecznie komplikuje jej życie.

Aby pozostać anonimową, wszystkie swoje najskrytsze przemyślenia publikuje na blogu pod nickiem Girl Online. Kiedy jednak w jej życiu osobistym pojawia się zbyt wiele problemów, rodzice decydują się na przeprowadzkę do Nowego Jorku, gdzie Penny poznaje Noah. Przystojny gitarzysta coraz częściej zaprząta myśli dziewczyny, a przy okazji treść notek na jej blogu...

Chłopak jednak także posiada swoją tajemnicę. Sekret, który może zdemaskować Girl Online, a tym samym zepsuć największą przyjaźń Penny.

Youtuberami interesuję się od dłuższego czasu, ale Zoe oglądam od ok.2miesięcy, dzięki mojej przyjaciółce. Gdy zobaczyłam, że książka jest w Biedronce na promocji, nie miałam się co zastanawiać, wzięłam, przeczytałam i... zostałam oszołomiona. Prosta książka, a jaka świetna!

Sam opis jakoś nie przyciągnął mojej uwagi, okładka jest słodka, ładna, według mnie bardzo w stylu Zoe. Przyciąga uwagę. Nie ma co okłamywać, przeczytałam ją głównie dlatego żeby sprawdzić jak Zoe odnalazła się w roli pisarki i powiem wam, że sprawdziła się świetnie!

Książka jest napisana prostym, codziennym, "nastolatkowym" językiem. W książce są normalne rozdziały, czasem przerywane wpisami Penny na blogu oraz smsami, co ja osobiście uwielbiam w książkach. 

Mimo normalnej fabuły, która jest prawie taka sama jak każda książka to jest ona wyjątkowa. Zoe poruszyła wszystkie problemy z jakimi borykają się nastolatki w tych czasach, czyli kłótnie, trudna miłość, ośmieszenie w internecie, brak popularności. Wszystko zebrała w tej książce, pokazuje jak sobie z tym radzić oraz że to wszystko to nie koniec świata. Sądzę, że ta książka pomoże każdej nastolatce zrozumieć jak to wszystko wpływa na nasze życie, jak sobie z tym radzić i, że nie ma co się załamywać. Mnie osobiście oświeciło w kilku sprawach i spokojnie mogę powiedzieć, że się mniej teraz stresuję niektórymi sprawami, bo właściwie po co się denerwować jeśli to nie zmienia naszego życia? Przesłanie książki jest jak najbardziej na plus.

Podobnie jest z postaciami w Girl Online. Penny-pechowa dziewczyna, brak popularności, skrycie zakochana w znanym chłopaku ze szkoły, szara myszka. Elliot-przyjaciel Penny, właściwie jedyny przyjaciel, jest gejem, przez co ma problemy z rodzicami, którzy tego nie akceptują. Olly-szkolne ciacho, każdy go zna, uroda typ surfera, pewny siebie, można nawet spokojnie powiedzieć, że zadufany w sobie. Brzmi jak niektóre osoby z waszej szkoły? U mnie jak najbardziej. Zoe naprawdę postarała się żeby wszystko wyglądało jak z życia wyjęte. 

Książkę była naprawdę idealna, fabuła świetna, z przekazem, język prosty, przeczytałam ją w 3 dni i czuję niedosyt. Czytałam, że Zoe piszę już kontynuację z czego bardzo się cieszę. Mogę polecić tą książkę każdej nastolatce, tej z problemami i bez, sławnej w szkole i szarej myszce. Każda powinna to przeczytać, uświadomić sobie parę rzeczy. Ja osobiście czekam teraz na kontynuację, będę chciała też przeczytać tą książkę w oryginale. A co do książek youtberów, staram się teraz zdobyć książkę Dream House napisaną przez Marzia Bisognin, czyli inaczej CutiePieMarzia, która jest moją ukochaną youtuberką.

Ocena: 10/10 (dałabym 15/10 ;) )

sobota, 9 maja 2015

#51 Wróć, jeśli pamiętasz

Tytuł: Wróć, jeśli pamiętasz
Autorka: Gayle Forman
Liczba stron: 287
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Minęły trzy lata od tragicznego wypadku, który na zawsze zmienił życie Mii. Chociaż dziewczyna straciła rodziców i młodszego brata, postanowiła żyć dalej. Obudziła się ze śpiączki… ale zniknęła z życia Adama.

Teraz żyją osobno po dwóch stronach Ameryki – Mia jako wschodząca gwiazda wśród wiolonczelistek, Adam jako rockman, idol nastolatek i obiekt zainteresowania tabloidów. Pewnego dnia los daje im drugą szansę…

Przemierzając ulice Nowego Jorku, miasta, które stało się nowym domem Mii, wyruszą w podróż w przeszłość. Czy uda im się odnaleźć miłość? Czy Mię i Adama czeka wspólna przyszłość?

Pierwsza część, czyli "Zostań, jeśli kochasz" była bestsellerem. Nie dość, że książka zdobyła furorę to film także. Pierwsza część bardzo mi się podobała, film mniej niż książka, ale to z racji aktorki, która grała Mię (nie lubię jej, ma irytujący sposób grania).Gdy wyszła druga część byłam ciekawa czy dorówna pierwszej. I z ręką na sercu mogę powiedzieć, że była nawet lepsza. A dlaczego? Już tłumaczę.

Po pierwsze, na początku książki dowiadujemy się, że bohaterowie są bardzo sławni, Adam gra w znanym zespole, a Mia jest światowej sławy wiolonczelistką. W książce opisano codzienne życie takich gwiazd (głównie Adama). Sława nie jest taka piękna jak się zawsze wydaje. Zero prywatności, ludzie napastują Cię na każdym kroku, nie możesz wyjść do sklepu czy na normalny spacer nie zauważony przez fanów. Ale najgorszy jest ten brak prywatności, gdy ludzie wchodzą nam z butami w życie i chcą się dowiedzieć jak najwięcej. Wiadomo, że z czasem człowiek może nie wytrzymać i wybuchnąć przez to wszystko. A co się wtedy dzieje? Media huczą od tego, że dany artysta nie umie panować nad sobą, nie szanuje innych itp. Nie wygląda to już tak różowo prawda? I taki właśnie jest Adam- pragnął sławy, ale teraz powoli nie daje sobie z nią rady. To mi się w tej książce spodobało. Nie pokazano jaka sława jest świetna, pieniądze, flesze, fani, ale tą ciemną stronę. 

Z postaci brakowało mi tutaj bardzo dziadków Mii. Są tylko wspomnienia z nimi i ewentualnie przewijają się w rozmowach, ale nic więcej. W pierwszej części bardzo ich polubiłam, kochani, troszczący się dziadkowie, czyli idealni. Tak samo nie mamy tutaj wiele przyjaciółki Mii, Kim. Ale za nią to akurat nie tęsknie, irytowała mnie trochę w pierwszej części. 

Jedyny minus to chyba okładka. Pierwsza, niby filmowa, ale miała w sobie to coś. Nie było to jednolite zdjęcie jak w tej części, ale kolaż z kilku różnych. I to mi się bardzo spodobało. Takie krótkie podsumowanie książki na okładce. A ta? Pospolita, zwykła para zakochanych, wpatrujących się w siebie. Gdyby dali tam kilka zdjęć byłoby o niebo lepiej. No, ale niestety, okładka nie zawsze jest idealna.

Ta część, tak samo jak poprzednia, została napisana prostym językiem. W miarę duże litery, dzięki którym łatwo i szybko się czyta. I liczba stron też jak najbardziej na plus. Według mnie idealna liczba stron to ok. 250-350. Nie jest to za dużo, ale też nie za mało. Zawsze gdy widzę, że książka ma ponad 500 stron trochę odechciewa mi się jej czytać (choć jest przeważnie warto). Więc od strony technicznej, wszystko bardzo dobre.

Na koniec zostawiłam fabułę. Wspominałam już w pierwszym akapicie, że spodobało mi się opisanie tutaj życia znanej osoby i jak sobie radzi w codziennym życiu. W pierwszej części była to walka o życie Mii, opisy sytuacji gdy ktoś do niej przychodził. Tutaj spodobało mi się też to, że co drugi rozdział był wspomnieniem. Choć w pewnych momentach się gubiłam, czy dany tekst jest wspomnieniem czy opisem tego co się teraz dzieje. Ale na dłuższą metę to był bardzo dobry pomysł. Książka mnie wciągnęła właściwie od pierwszych stron. Pani Forman, potrafi tak zrobić, żeby wciągnąć czytelnika od początku, co jest sztuką trudną. Zastanawia mnie tylko czy będą kolejne części. Skończyło się jakby miały być, ale równie dobrze można zostawić tak jak jest. Ja osobiście czuję niedosyt i czekam na informację o kontynuacji tych książek oraz czy zekranizują drugą część :)

Ocena: 9,5/10

Za możliwość zapoznania się z drugą stroną sławy oraz z wydarzeniami z życia sławnej Mii i Adama dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia :)

środa, 29 kwietnia 2015

#50 English Matters 42

Już po egzaminach, mogę trochę odetchnąć. Mimo, że mam zapowiedziane już pełno sprawdzianów i ok.8 projektów, to i tak zaczynam nadrabiać zaległości książkowe. Przede mną 2 gazetki od CM i 5 książek recenzenckich żeby wyjść na 0 :) Życzcie mi szczęścia, bo chcę to tak wyzerować do końca maja, a właściwie nawet wcześniej ;) No ale czas pokażę, a teraz ruszamy się do przodu, czyli recenzja jednego z dwóch magazynów od Colorful Media :)

Numer 42 zaczynamy artykułem o Panu Jasper'rze (nie jestem pewna jak to napisać) Conran'ie. Nigdy wcześniej o niem nie słyszałam, ale z artykułu można wyczytać, że osiągnął już wiele, zaczynając od kolekcji ciuchów aż po meble. Możemy tutaj poznać jego styl oraz jak to jest rozwijać się w świecie mody będąc w cieniu sławnego ojca i próby przebicia się. Lubię tematy o projektantach, więc artykuł jak najbardziej na plus.

Kto nie kocha jazdy rowerem? Nawet największe leniuchy zapewne czasem mają ochotę wsiąść na rower i poczuć wiatr we włosach. EM zapoznaje nas z budową roweru po angielsku oraz z ciekawym wywiadem. W wywiadzie możemy się dowiedzieć jak to jest objechać setki kilometrów na rowerze, podróżując po całym świecie. Zapewne jest to męcząca podróż, ale zapadająca w pamięć. Sama chętnie bym się na taką wybrała, choć wiadomo, że przygotowania pewnie trwają miesiącami. Ale podróżowanie po mieście na rowerze to dalej niezła zabawa ;)

Zmarszczki. Wróg każdej kobiety. Zmarszczka na czole, kurze łapki. Z wiekiem przychodzą. Ale czy mogą też odejść? W artykule mamy opisane zabiegi z botoksem i ogólne operacje plastyczne. Ale czy warto? O tym już każdy sam decyduje.

Piosenkarze, aktorzy. Nie tylko znani z piosenek, filmów, ale także ze skandali itp. Lady Gaga. Z kim wam się kojarzy? Chyba już częściej z wymyślnymi strojami i kontrowersyjnym zachowaniem niż z muzyką. KISS, Beyonce, Alice Cooper, Rammstain, Madonna. Kukiełki show biznesu. Wszyscy nimi sterują, dzięki nim przysyłają nam różne treści, dobre ale także złe. Z gwiazdy na gwiazdę jest coraz gorzej, są coraz bardziej manipulowani. Ale jak się tylko przeciwstawią to przecież znikną z rynku. Więcej o tym jak się robi z ludzi maszynkę do zarabiania pieniędzy w 42 numerze EM.

Teatrzyk cieni. Ostatni no zajęciach artystycznych mieliśmy za zadanie stworzyć kukiełki i przedstawić dzięki nim pewną historię. Jedno co wam mogę powiedzieć: jedno z trudniejszych zadań artystycznych jakie miałam w życiu zrobić. A w prawdziwym teatrze lalki nie są po prostu z kartonu, ale ze skóry, ręcznie robione, malowane, pozłacane. A następnie biorą udział w wielkich spektaklach. Pracy dużo, ale efekt niesamowity. Artykuł pokazuje krótką historia tego teatru oraz pracę nad nim.

W naszym blogowym środowisku nie ma chyba osoby, która by nie czytała Igrzysk Śmierci. No a jak już czytać to ekranizację też fajnie oglądnąć. I to jest właśnie główny temat tego numeru English Matter. Igrzyska Śmierci. Co nam pokazują, czy są przepowiednią przyszłości, wartości, które możemy czerpać z tej powieści i opis postaci. Niby normalni, pracujący ludzie, a za razem wielcy bohaterzy. Ja osobiście jestem wielką fanką Igrzysk i czytanie tego artykułu to była czysta przyjemność :)

Pod koniec numeru mamy 4 krótkie artykuły. Podróżniczy o Kubie. Kolejny o pieniądzach, jak nas zmieniają i jak jesteśmy wychowywani przez nie. Przedostatni o ciekawych zawodach-nie konnych, psich, ale króliczych. I ostatni, jak to w obrazach przewijają się sporty, sceny walk itp.

Podsumowując, jak zawsze numer ciekawy, choć nie wszystko mnie zainteresowało. Przydatne słowa, wyrażenia. Nic tylko czytać dla przyjemności i się uczyć na przyszłość ;)

Za możliwość zapoznania się z tym numerem dziękuje wydawnictwu Colorful Media :)

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

#49 Englis Matters 39

Kolejna odsłona magazynu English Matters, czyli czegoś co potrzebuje każda osoba ucząca się języka angielskiego. Ten numer wybrałam ze względu na Lanę Del Rey na okładce, ponieważ jestem jej fanką i byłam ciekawa co o niej napiszą. Przejdźmy do artykułów.

Na drugiej stronie mamy coś co uwielbiam w każdym języku, czyli gra słów. Jeśli nie wiecie o co chodzi tu dam wam przykład: Did you hear about the guy whose whole left side was cut off? He's all right now. Nie powicie mi chyba, że to nie jest zabawne ;)

Pierwszy duży artykuł jest o Lanie. Opisane są tutaj początki tej artystki, gdy jeszcze występowała jako Lizzy Grant. Jak zmieniał się jej styl i w jaki sposób nastąpiła wielka zmiana z Lizzy na Lanę. Artykuł jest oparty ogólnie na tym w jakim stylu Lana tworzy swoje teledyski i muzykę i kim się inspiruje. Jak dla mnie to był bardzo ciekawy artykuł, ale przypuszczam, że ktoś kto nie jest fanem Lany nie będzie zaciekawiony.

English Matters nie zapomniało o czytelnikach, którzy jedzą zdrową żywność. Dla nich jest artykuł o marketach/targach ze zdrową żywnością. Lokalni rolnicy przywożą swoje zbiory i sprzedają. Jest możliwość spróbowania przed kupnem oraz wypytania sprzedawcy czego używał do uprawy produktów. Jak dla mnie pójść na taki targ byłoby czymś ciekawym. Przynajmniej byłaby pewność, że kupowane produkty są zdrowe i lokalne. Niestety takie targi są tylko w USA.

Jako, ze czytam książki i prowadzę tego bloga, zaciekawił mnie artykuł o nagrodzie The Man Booker Prize. Jest opis kilku zwycięzców i ich książek. Mimo, że nagroda ma w nazwie Man jest trochę tekstu o Hilary Mantel, która wygrała dwa razy. Wygrała dzięki kryminałom i mam nadzieję, że kiedyś będę miała szansę przeczytać te książki.

Każdy miał kiedyś problem z powiedzeniem komuś o śmierci kogoś, jak powiedzieć, że ktoś jest niepełnosprawny bez używania tego słowa. I dzięki English Matters stanie się to trochę łatwiejsze. Ułożyli nam listę kilku zwrotów, które zastąpią te najpopularniejsze bez urażania drugiej osoby. Nie dość, że nauczy nas ciekawych zwrotów, to jeszcze takich, których się często używa.

Wiadomo, że u nas w Polsce najważniejsze sporty to piłka nożna, siatkówka i ostatnio piłka ręczna. Ale czy zastanawialiście się jakie sporty są popularne w innych krajach? Np. w Japonii? Mamy tutaj artykuł, który przybliża nam sytuacje ze sportami w tamtym kraju. Każdy od razu powie, że sztuki walki. Ale czy na pewno? Nie będę wam zdradzać tej niespodzianki, sami zaglądnijcie ;)

Ostatni artykuł przedstawia nam Manhattan. Przyznajcie się, kto nie marzył kiedyś żeby pojechać do NYC i pozwiedzać, odwiedzić Central Park, zobaczyć Most Brooklyn'ski, Empire State Building?
Ja bym chętnie odbyła taką wycieczkę i EM pomaga nam ułożyć plan działania w NY, ponieważ pokazuje najciekawsze miejsca warte odwiedzania. Gdybym tylko miała możliwość od razu bym tam poleciała :)

Podsumowując, w tym numerze ponownie niczego nie zabrakło, artykuł o Lanie, o podróżach, zdrowym żywieniu, książkach. Coraz bardziej podobają mi się numery EM i dzięki nim moje słownictwo z j. angielskiego coraz bardziej się poszerza. Świetna sprawa. Polecam każdemu, który zna angielski na tyle dobrze żeby poradzić sobie z prostym tekstem. Idealne czasopismo do relaksu, a przy tym do nauki :)

Za możliwość przeczytania ciekawych artykułów dziękuję wydawnictwu Colorful Media :)


wtorek, 17 lutego 2015

#48 Czarne Skrzydła

Tytuł: Czarne skrzydła
Autor: Sue Monk Kidd
Liczba stron: 472
Wydawnictwo: Literackie

Sarah Grimké jest córką sędziego sądu najwyższego Karoliny Południowej, plantatora zaliczanego do elity Charlestone. Nie potrafi się jednak podporządkować obowiązującym w jej świecie konwenansom. Marzy o tym, żeby studiować i zostać pierwszą kobietą prawnikiem. Na swoje jedenaste urodziny dostaje niecodzienny prezent – wyciągniętą z czworaków i obwiązaną lawendowymi wstążkami czarnoskórą Hetty, zwaną Szelmą. To kolejny „obyczaj”, którego Sarah nie potrafi zaakceptować, bo drugiego nie można przecież „posiadać”… To dopiero początek jej problemów.

Jak widać ta książka opowiada o dwóch kobietach z różnych światów, a jednak z podobnymi marzeniami-żeby obalić zasady panujące w społeczeństwie. 

Hetty razem ze swoją matką starają się o wyzwolenie z niewolnictwa. Choć zostają nie raz ukarane za ich czyny, nie poddają się. Walczą o coś najpiękniejszego w życiu, o coś czego my nie doceniamy w dzisiejszych czasach. Walczą o wolność.

Za to Sara planuje walczyć o prawa dla kobiet, które w tamtych czasach właściwie mogą tylko rodzić dzieci, szyć i gotować. Wiele się z tym pogodziło, ale nie Sara. Razem ze swoją młodszą planują walczyć nie tylko o prawa dla siebie, ale także dla niewolników. 

W książce najbardziej mnie chyba poruszyła sytuacja obu kobiet. Nie wyobrażam żyć sobie w czasach, gdy rodząc się jako kobieta mam od razu narzucone co będę robić w życiu i nie mam żadnego wyboru. Nie ważne czy byłabym biała czy czarna. Kobiety, nieważne jakiej rasy, miały wtedy naprawdę ciężko. I to mnie najbardziej poruszyło. Że dwie kobiety spotkały się i obydwie planują zmienić nie tylko swoje życie, ale także życie swojego otoczenia. Walka jest zacięta, a żadna strona nie chce odpuścić.

Rzeczą, która mnie zszokowała ta książka był przypisek od autorki na końcu. Napisała, że siostry Grimke żyły naprawdę i rzeczywiście walczyły o prawa dla kobiet i niewolników. Było to dla mnie naprawdę szokujące, ponieważ w trakcie czytania książki nie zastanawiałam się nawet czy to się stało naprawdę. Jednak gdy to przeczytałam, moje oczy się rozszerzyły i podeszłam do tej książki jeszcze poważniej. Teraz jeszcze bardziej ją doceniam (choć wcześniej też ją doceniałam).

Książką naprawdę daje do myślenia. Za każdym razem jak po nią sięgałam i odkładałam moje myśli skupiały się wokół książki. Lektura całkowicie wpływa na nasze przemyślenia o świecie, tym sprzed 200 lat jak i o tym rzeczywistym. W końcu kobiety by nie miały tylko praw, gdyby wszystkie siedziały cicho, godząc się na narzucone przez mężczyzn życie. Jestem pewna, że działania sióstr Grimke wpłynęły jakoś na naszą historię. I to mocno.

Czarnych Skrzydeł nie da się właściwie opisać. Książka jest po prostu genialna. Pochłania się ją jednym tchem, zaciekawia, pobudza i podsyca nas abyśmy w słusznej sprawie sprzeciwiali się, a nie pozwalali innym rządzić nami.

Z czystym sercem polecam każdemu. Szczerze to dawno nie czytałam tak dobrej lektury. Mimo, że dzieję się 200 lat temu porusza też niektóre dzisiejsze problemy. Książka może się wydać ciężka, ale nie ma co się poddawać. Jest jak najbardziej warta przeczytania. Mnie poruszyła dogłębnie.

Ocena: 10/10 (Gdybym mogła dałabym więcej ;))

Za zapoznanie się z historią sióstr Grimke oraz Szelmy dziękuję Wydawnictwu Literackiemu :)

wtorek, 27 stycznia 2015

#47 W drodze do domu


Tytuł: W drodze do domu
Autor: Levi Henriksen
Liczba stron: 467
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

"Dookoła płoną już świeczki na choinkach, wkrótce Wigilia. Zmęczeni codziennością ludzie pragną spokoju. Rozwiedziony ojciec tęskni za dziećmi. Mały chłopiec chce, by jego samotna matka w te święta znalazła partnera. Sprzedawczyni choinek wśród świerków widzi dawnego kochanka. Pani pastor podczas wigilijnego nabożeństwa traci wiarę, a muzyk przebiera się za Mikołaja, by sprawić radość dziecku kobiety, której prawie nie zna.

Bohaterów różni wiek, sytuacja życiowa, charakter, stosunek do świąt. Opowiadania Leviego Henriksena  łączy ciepło i zrozumienie dla ludzi, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie. Opisują momenty, w których przez krótką chwilę czują szczęście, albo nagle zaczynają rozumieć, czego im do szczęścia potrzeba. Tragizm i melancholia mieszają się z humorem i beztroską."

Pierwszy raz czytałam jakąkolwiek książkę na temat świąt, więc liczyłam, że mnie oczaruje, wprowadzi w ten piękny nastrój itp. I na szczęście się nie zawiodłam. Choć książkę skończyłam czytać dopiero w tamtym tygodniu, to jak zaczynałam ją czytać przed świętami już czułam tą magię. A dzięki niej został ten nastrój trochę przedłużony.

Książka jest podzielona jest na dwie części. W jakim celu? Nie mam pojęcia. Myślałam, że w drugiej części będą dokończenia historyjek z pierwszej, ale to była po prostu seria innych historii. Tak więc książka jest podzielona ogólnie na dwie części, a każda część to zbiór krótkich historyjek. Znajdziemy tutaj aż 25 historii.

Każda historia dzieje się w Norwegii, o ile dobrze zrozumiałam w jakimś miasteczku i wsiach wokół niego. Ale pewna nie jest. Historię są naprawdę różne. Nawet jeśli są w czymś podobne to nie identyczne. Oprócz historii danej osoby mamy także opis tradycji w Norwegii, krajobrazów, obyczajów. Jak dla mnie to plus, ponieważ interesują mnie skandynawskie kraje i dzięki książce dowiedziałam się jakie dziwne potrawy jedzą tam na wigilię. 

Nie udało mi się wybrać ulubionej historii. Nie powiem, że każda mi się podobała, bo tak nie było, ale w większości z nich znalazłabym coś co mi się bardzo podobało. Najpiękniejszą rzeczą, która była często wspominana to to, że ludzie po latach spotykali się ponowie a ten wyjątkowy dzień w roku, w Wigilię. Wybaczali sobie, wracali do siebie. O ile w cuda nie wierzę, to ten Wigilijny jest jak dla mnie najbardziej prawdopodobnym cudem na świecie.

Minusem dla mnie są zakończenia w tej książce. Z nimi są dwa problemy. Pierwszy jest taki, że zakończenie jest opisane w tak dziwny sposób, że właściwie nie wiadomo jak to się skończyło. I co niestety muszę stwierdzić-często się to trafiało. Drugi problem-choć nie wiem czy można to tak nazwać. Na pewno jest to minus. Chodzi o to, że gdy czytamy historyjki, coraz bardziej się w każdą kolejną wciągamy i myślimy, że książką zawiera właściwie tylko tą jedną historię i mamy ochotę czytać ją jeszcze kilkadziesiąt stron a tu nagle BUM i koniec historii. Jak? Przecież jeszcze tyle się miało zdarzyć! I to było chyba najgorsze w tej książce.

Mimo, że już prawie miesiąc po świętach to i tak polecam wam kupić tę książkę. Jeśli nie teraz to przed świętami. Ale jest to na pewno pozycja, którą  powinno się przeczytać w okolicach świąt. Nie dość, że wprowadza magiczny nastrój to jeszcze przeczytamy tyle pięknych historii, poznamy tylu bohaterów. Niestety żaden z nich jakoś nie pasował do mojej osoby, ale i tak pokochałam każdego z nich. Postaram się wrócić do tej książki w grudniu, choć nie wiem czy to wyjdzie. Ale osobiście bardzo polecam książkę, a tym bardziej jeśli lubicie skandynawskie klimaty.

Ocena: 8,5/10

Za możliwość poczucia klimatu świąt i poznania norweskich tradycji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka :)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

#46 English Matters 50

Ferie się zaczęły, a wraz z nimi moje dwa postanowienia: nadrobienie wszystkich zaległości recenzenckich i zaczęcie ćwiczyć. Jak na razie z nadrabianiem idzie mi naprawdę nieźle, opracowałam sobie dobry system z czytaniem, więc te dwa tygodnie mam zamiar zapełnić mnóstwem recenzji. Wczoraj zaczęłam, więc dzisiaj czas na kolejną :)

To już 50 numer English Matters. Z tej okazji mamy przemowę na początku numeru, w której jedna z Pań opisuje nam jak EM się rozwijał. Oprócz przemowy mamy także listę tematów, ludzi, miejsc o których była mowa przez te 50 numerów. 

Głównym tematem tego numeru jest artykuł o rodzinie królewskiej, a dokładniej o potomkach. Mamy po krótce opisane jak byli wychowywani różni członkowie rodziny oraz jak na te sprawy patrzy Kate i William. Przyznam, że nigdy mi się nie podobały metody w jakich byli wychowywanie następcy tronu. Za to całkowicie popieram Kate, która stara się by dziecko było jak najbliżej rodziców, dziadków, a nie nianiek.

Następnie mamy krótki wywiad,w którym dowiadujemy się o tym jak pracuje się w Departamencie Stanów Zjednoczonych oraz jak bardzo USA stara się by wymiany z Europą odbywały się z coraz większą ilością ludzi. I oczywiście jak taka wymiana wygląda. Po tym artykule sama chętnie pojechałabym na taką wymianę, ale jak na razie moje plany co do wymian ograniczają się tylko do tych, w których celem jest Anglia :)

Problemy z uczeniem? Nie możecie się skupić? Lubicie gadżety? English Matters rozwiąże wasze problemy i to nie zwyczajnie. Kula u nogi przez którą nie odejdziecie do nauki puki nie upłynie czas wyznaczony do nauki? Ciekawa motywacja i chyba mój ulubiony sposób. A takich sposobów mamy aż 7. Niektóre są dosyć dziwne i wymagające posiadania grubego portfela, ale czy jest cena, której nie zapłacimy byle by zdać dobrze testy? ;) Mi na szczęście starcza zrobienie sobie notatek, ale jeśli ktoś ma naprawdę duże problemy z nauką może znajdzie tu coś dla siebie.

Matury coraz bliżej, a English Matters podaje ciekawe propozycje "Uniwersytetów z duszą". Stare zamki, przepełnione wiedzą, wzajemną pomocą i miłym nastrojem. Mamy tu zestawienie najstarszych i najlepszych uniwersytetów ze Szkocji, Walii oraz Irlandii. Zdziwił mnie trochę brak uniwersytetów z Anglii, ale te z reszty krajów także są kuszące. A zwłaszcza to, że każdy sobie tam pomaga, każdy się zna, wspólne wieczory i ogólna miła atmosfera. Chyba moja wymarzona szkoła.

EM rozwiązuje zagadki związane z angielskimi powiedzeniami. Ten artykuł spodobał mi się chyba najbardziej. Jestem zdziwiona jakie dziwne powiedzenia mają Brytyjczycy, ale pewnie oni by pomyśleli to samo o naszych. Dobrze jest się jednak zagłębić trochę w historię tych przysłów, ponieważ możemy znaleźć kilka naprawdę ciekawych historii. Nie wspominając oczywiście o nauce tych związków, ponieważ zawsze mogą się przydać.

Amsterdam. Miasto, które jest marzeniem do odwiedzenia dla miłośników Gwiazd Naszych Wina. Także chętnie bym się tak wybrała, a dzięki EM dowiedziałam się kilku ciekawych wiadomości o tym mieście. Trawka? To nie problem w Amsterdamie. Sery? Grzech ich tam nie spróbować (choć ja serów nie lubię, więc niestety dla mnie to odpada). Oraz wafle i czekolada. Na samą myśl o tych rzeczach (może nie o trawce ;)) mam ochotę tam pojechać. 

Z racji, że to 50 numer mamy co świętować. Dlatego w ostatnim artykule mamy przedstawioną historię świętowania oraz kto według badań ma lepszą pamięć do dat- mężczyźni czy kobiety. Wyniki nie dziwią, choć zdarzają się oczywiście wyjątki.

50 numer EM nie zawodzi. Ciekawe artykuły, przydatne słówka, troszkę gramatyki (Phrasal verbs). Odkąd czytam ten magazyn naprawdę czuję, że łatwiej mi idzie nauka słówek i zwroty tutaj zastosowane są jak najbardziej przydatne np. w szkole. Więc z czystym sercem polecam każdemu, kto umie angielski to dla ciekawych artykułów, kto uczy się dopiero to dla poćwiczenia języka.

Za poćwiczenia języka angielskiego dziękuję wydawnictwu Colorful Media :)

niedziela, 18 stycznia 2015

#45 Wieczna Wiosna

Tytuł: Wieczna wiosna
Autorka: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Liczba stron: 344
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Łucja, pozornie już pogodzona z brakiem miłości w swoim małżeństwie, żyje w odrętwieniu u boku Marka, znanego lekarza. Jej dzieci są dorosłe, czas studiów na Akademii Sztuk Pięknych to tylko niewyraźne, zabarwione nostalgią wspomnienie. Ten poukładany świat, w którym nie ma miejsca ani na wielki ból, ani na wielką namiętność, pewnego dnia rozsypuje się niczym domek z kart. Łucja dowiaduje się, że ma raka. Czy to możliwe, aby ta wiadomość mogła jej zwrócić dawno utraconą radość życia?

Zainteresowałam się tą książką, ponieważ porusza tematy związane z rakiem. Nie będę ukrywać, że lubię takie wątki w książkach i ciekawią mnie różne odmiany tej choroby. Liczyłam na nieskomplikowane, ale pełne opisy objawów, skutków i przebiegu choroby. Nie myliłam się.

Dzięki "Wiecznej Wiośnie" już na początku zdajemy sobie sprawę, że rak może dotknąć nas wszystkich. Łucja była kobietą po 40, piękna, z dwójką dorosłych dzieci, z mężem lekarzem, świetnymi znajomymi i pięknym domem. Czego by więcej chcieć? Osoba z idealnym życiem, a ty nagle rak. Jak to się mogło stać? Osobie z takim życiem? Właśnie tutaj książka pokazuje, że nie ważne jaki mamy stan materialny, jesteśmy młodzi czy starzy, kobieta czy mężczyzna, rak może dopaść każdego z nas. Jest to straszna sprawa, ale nic na to nie poradzimy. Rak to okropna rzecz.

Książka bardzo mi się spodobała, sprawiła, że na niektóre sprawy zaczęłam patrzeć inaczej. Przemyślenia Łucji w sprawie śmierci, chorób i życia wywołały u mnie nastrój do przemyślenia paru spraw. Choć nie zawsze się zgadzałam z jej decyzjami, rozumiałam dla czego tak postępowała. Nie dała zapanować rakowi nad swoim życiem. Kobieta musi być naprawdę silna aby postąpić tak jak Łucja to zrobiła. Wzbudziła u mnie podziw, naprawdę. Mimo, że czasem była na skraju wyczerpania, dalej walczyła. Nie dla siebie, dla rodziny. Jednak ostateczna decyzja zmieniła trochę sposób w jaki postrzegałam Łucję, czyli kobietę chorą na raka, która walczy o życie dla rodziny. Łucja zmieniła trochę priorytety i chyba wyszło jej to na dobre.

Książka choć wydaje się trochę przewidywalna to jednak kryje wiele zwrotów akcji, których nikt by się nie spodziewał. I dzięki temu książkę pochłania się na jednym wdechu. Nie można się od niej oderwać. Ponownie udało mi się przekonać, że polscy autorzy także potrafią napisać naprawdę dobre książki i moje uprzedzenia chyba coraz bardziej zanika.

W pewnym momencie książki, przenosimy się do Paryża. Autorka pokazuje nam życie we Francji, jak to Francuzi spędzają dzień, gdzie chodzą aby się spotkać z przyjaciółmi, a nawet mamy okazję poznać parę słówek po francusku. Taki wątek był jak najbardziej dla mnie, ponieważ moim marzeniem jest nauczenie się francuskiego i odwiedzenie chociaż raz Paryża, więc takie wtrącenie jak najbardziej na plus.

Postacie są bardzo realistyczne. Nie pokazują idealnych ludzi z perfekcyjnym życiem. Ich perfekcyjne życia to jedynie przykrywka dla tego co się dzieje w środku. Rozterki miłosne, rozpadające się małżeństwa, zdrady, problemy z akceptacją. Czyli nasze codziennie społeczeństwo. Mnie osobiście bardzo denerwują wyidealizowane postacie, więc realizm jak najbardziej na plus.

Podsumowując, książka była naprawdę świetna. Może nie wyjątkowa, ale bardzo dobra. Akcja gna, połykamy lekturę w całości, nie ma czasu by ją odłożyć. Mogę polecić tą książkę naprawdę wszystkim. Pokazuje wiele prawd z naszego życia, wielu z nich nie przyjmujemy do siebie, a nawet się ich boimy. Przemyślenia Łucji wpływają także na nasze poglądy. Książka bardzo ciekawa, polecam, naprawdę :)

Ocena: 9/10

Za możliwość zapoznania się z wciągającą historią Łucji dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia :)

piątek, 2 stycznia 2015

#44 1D. Tacy właśnie są

Tytuł: 1D. Tacy właśnie są
Autor: Danny White
Liczba stron: 232
Wydawnictwo: IUVI

W 2010 roku pięciu zwykłych chłopaków odliczało dni do solowych przesłuchań w X Factorze. Jeden z jurorów zaproponował, aby połączyć ich siły. Zachwycili wszystkich... Z programu wyszli jako zespół. Podpisali wielki kontrakt muzyczny. Od tej pory ich życie zmieniło się diametralnie, a cały świat oszalał na punkcie One Direction!

Oczarowali samą Rihannę, a Robbie Williams uznał zespół za jedną z największych gwiazd muzyki pop! Ich debiutancki album królował na pierwszych miejscach list przebojów. Każdy nagrany kawałek to absolutny hit. Bilety na trasy koncertowe chłopaków są wyprzedawane w mgnieniu oka.

To jedyna pełna i aktualna biografia.

Przedstawia fascynującą historię wędrówki do sławy. Została wzbogacona najnowszymi wydarzeniami z życia chłopaków z 1D.

Książkę przeczytałam już dawno, ale jakoś nie mogłam się zebrać na napisanie recenzji. Ostatnio na żadną recenzję nie mogę się zebrać. Ale teraz biorę się za siebie i postaram się wszystko do końca stycznia ponadrabiać: wszystkie recenzenckie książki, gazety i pożyczone książki od koleżanek. W końcu postanowienia noworoczne trzeba spełniać :) No to przechodzimy do recenzji.

Na początku muszę się przyznać, że kiedyś byłam wielką fanką tego zespołu. Szalałam za nimi. Jednak mój gust się coraz bardziej zmienia i kształtuje z każdym nowym dniem, więc odchodzą różne zespoły i pojawiają się nowe. One Direction jest jednym z tych, które odeszły. Ale mimo wszystko chętnie przeczytałam książkę żeby sprawdzić się czy byłam dobrą fanką wiedząc o nich wszystko ;)

Czytając książkę stwierdziłam, że większość fanek wie wszystko z tej książki. 2/3 książki to opis przesłuchań chłopców (solowych występów), następnie ich występy już w zespole i krótki opis jak się po XFactorze rozwinęła ich kariera. Książka kończy się chwilę po wydaniu pierwszej płyty. Sądzę, że jest to niezły zbiór występów chłopców z wczasach XFactora. Większość fanów skupia się bardziej na ich działaniach jako zespół, ale często jest też wyciągana sprawa solowych przesłuchań chłopców, więc jeśli poznaliście ten zespół i chcecie wiedzieć trochę więcej na temat jego historii to jest to dobra pozycja do przeczytania na początek :)

Aby nie zanudzić nas ciągłymi opisami w środku książki mamy wkładkę ze zdjęciami chłopców. Każda fanka będzie nimi zachwycona.

Książka miała prosty język, chociaż opowiada o zespole (np. jak to było w wypadku Coldplaya było tyle niezrozumiałych terminów muzycznych, że tylko można było dziękować Bogu, że na końcu był słowniczek) co mnie bardzo ucieszyło. 

Podsumowując, nie ma co dużo mówić, książka bardzo dobra. Żałuję jednak, że nie było więcej powiedziane o późniejszej działalności zespołu, no ale opisy XFactora są naprawdę idealne patrząc na moją wiedzę, więc wybaczam to. Pozycja obowiązkowa dla każdego Directionera i Directionerki. Dopełni idealnie waszą wiedzę o One Direction :)

Ocena: 10/10

Za zapoznanie się z historią utworzenia One Direction dziękuję wydawnictwu IUVI :)